poniedziałek, 23 grudnia 2013

Zawieszam •-•

Ekheheheheheheh... Tsa. Zwieszam bloga. 
Proszę nawet nie pytać czemu. Ciężko mi się go prowadzi, przede wszystkim zważając na kompletny bezsens fabuły, którą wymyśliłam.
Działałam pod nagłym przypływem weny. Mogłabym z tego zrobić imagina albo one shota. 
Sorry...
Ale..! Zapraszam tutaj...: love-is-always-the-same.blogspot.com
Paaaaaaaaaa :*

piątek, 20 grudnia 2013

ROZDZIAŁ III

<19 września 2013 rok>

"Talent? To taka siła, którą przewyższasz innych."

Pewnie się zastanawiacie co było dalej? No, więc dojechaliśmy, ale zadzwoniła mam Lilly no i oznajmiła, że mój niusiek musi wracać do domu, a jak wiadomo matce lepiej się nie sprzeciwiać. Tak, więc oto w ten sposób resztę dnia spędziłam na odrabianiu lekcji i przeglądaniu bestów i twitter'a. Jak wspaniale, nieprawdaż?

<20 września 2013 rok>

"Talent? To taka siła, którą przewyższasz innych."

Przez uchylone okno, do pokoju wpadały słabe promienie słońca. Denerwowały jak natrętna mucha, ale oznajmiały, że muszę wstawać do szkoły. Bo? Bo muszę i kropka. Pokręciłam się jeszcze chwilę w łóżku, ale budzik nie pozwolił mi dalej się lenić.
-Zamknij dupę!- wydarłam się, a potem rzuciłam telefon, z którego wydobywał się ten piekielny dźwięki rzuciłam go w głąb łóżka. Lekko uchyliłam powieki. Kopnęłam nogą telefon. Zobaczyłam, że drzwi się uchylają.
-Wstawaj- usłyszałam znajomy głos. Zerknęłam bardziej w tamtą stronę. To był mój kuzyn.
-Nie chcę- jęknęłam. Chłopak pokręcił głową. 
-Masz wstać i zejść na śniadanie- zakomenderował.
-Fajnie jest marzyć, co nie? Ale wiesz, że większość marzeń się nie spełnia?- zrobiłam udawaną smutną minkę. Blondyn spojrzał na mnie z wyrzutem. Mimo wielkiej niechęci, z trudem podniosłam się z łóżka. Powlokłam się do rozpakowanych już walizek i jęknęłam. Rzuciłam okiem za szafę. Otworzyłam jej drzwi, a potem powędrowałam do łazienki z wybranymi ubraniami. Gdy przebierałam się, do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-"A może by tak się im pokazać od tej mojej lepszej strony? W razie czego nie będą uważać mnie za jakiegoś szatana czy zło wcielone."- wywnioskowałam. Uznałam, że to bardzo dobry pomysł i z tego też powodu postanowiłam być miła.
Już ubrana wyszłam z łazienki. Zeszłam na parter, a potem znalazłam się w kuchni. Była tam już cała reszta. Żarli jakieś dziwne coś... Nie chciałam dociekać co to. Podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej jakąś sałatkę. Co się będę przemęczać?
-Egh... Zjedz coś porządnego- skarcił mnie kuzyn. 
-To jest normalne- powiedziałam wzruszając ramionami.
-Ehh...- westchnął chłopak. Usiadłam do stołu i zaczęłam konsumować moje śniadanie. Gdy skończyłam, pobiegłam założyć buty, a potem zarzuciłam na ramię teczkę. Spojrzałam łagodnie na chłopców wciąż siedzących w kuchni. Zaśmiali się pod nosem, a potem wymienili jeszcze kilka słów po czym Niall wstał z krzesła. 
-To gdzie ta twoja szkoła?- spytał chłopak.
-Masz- wręczyłam mu kartkę z dresem. Przyjrzał mu się dokładnie, a potem wyszliśmy. Wsiadłam do samochodu, na miejsce pasażera, a on - kierowcy. 
-Nie walniesz w drzewo, co nie?- upewniłam się. Chłopak przecząco pokręcił głową. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Trwała lekcje, bo miałam na dziewiątą. Wyszłam z samochodu, tak jak i mój kuzyn. Mocno go przytuliłam.
-Kocham cię- powiedziałam. 
-Dobrze się czujesz? Może masz gorączkę?- zapytał, po czym sprawdził mi czoło. 
-Nie... O co ci chodzi? Nie mogę być miła..?
-Możesz...- wzruszył ramionami chłopak. Poczułam się urażona. Ja tu się staram być miła, a on co!? Egh... Chłopacy. Nic nie mówiąc oddaliłam się od blondyna. Otworzyłam drzwi wejściowe i natychmiast znalazłam się w szkole. Powędrowałam do mojej szafki. Włożyłam tam niepotrzebne rzeczy, a sama udałam się pod klasę od biologii. 

***

-Jeszcze raz mnie wyzwiesz to pożałujesz!- krzyknęłam na wyprostowaną dziewczyną. Skrzywiła się jak po zjedzeniu cytryny.
-Ciekawe co mi zrobisz?- zakpiła blondynka. 
-Oh... Wątpisz w moje siły? No to patrz!- wykrzyknęłam po czym mocno tupnęłam nogą i znacznie zbliżyłam się do dziewczyny. 
-Dziewczynki!- krzyknęła z oddali dyżurująca nauczycielka. Obie zostałyśmy zaprowadzone do dyrektora. Siedziałyśmy na niewygodnych, zielonych krzesłach przed biurkiem dyra. 
-Co to ma znaczyć? Czy mam wezwać waszych rodziców?- zapytał oburzony facet. Był czerwony, jak zresztą zwykle. Jego łysa głowa błyszczała przez padające na nią światło.
-Ja nic nie zrobiłam panie dyrektorze! Szłam spokojnie, a Megan podeszła do mnie i zaczęła wyzywać- skłamała wredna blondyna. 
-Megan?- mężczyzna skierował wzrok na mnie. -Czy mam wezwać twoją mamę?
-Mama jest w USA
-W takim razie mogę wezwać twojego ojca
-On mnie nie kocha, więc gdy się urodziłam wyprowadził się i go nie znam- zachichotałam.
-W takim razie kto się tobą opiekuje?- spytał dyrektor chwytając za słuchawkę telefonu. Kurde... Sprzęt jak z lat osiemdziesiątych. 
-Kuzyn- oznajmiłam.
-Więc czy możesz podać mi jego numer telefonu?
-Skoro pan chce... Ja i tak nic nie zrobiłam- oznajmiłam wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni. Zaczęłam dyktować numer Nialla. Tak bez obaw. Ja nic nie zrobiłam, nie mam się czego bać. Dyrek zapisał go najpierw na kartce, a potem wybił na telefonie. Przyłożył czarną słuchawkę do ucha. Usłyszałam sygnał.
-Halo?... Dzień dobry. Z tej strony Matt Robson, dyrektor gimnazjum nr 6 w Londynie.... Tak, w sprawie Megan.... Yhym... Czy może pan przyjechać?... Dobrze, bardzo dziękuję...- facio odłożył słuchawkę i spojrzał na mnie i Emily. Ten jego wzrok jest jak u lwa w klatce. Chce ci coś zrobić, ale wie, że jest bezsilny. Tak... Nasz dyro to kompletna ciota i nic więcej.

KILKA MINUT PÓŹNIEJ...

Do drzwi gabinetu dyrektora ktoś zapukał. Zapewne mój kuzyn. Ale się będzie działo! Jaki Emily dostanie opieprz od dyrektora! Hah, jaki ja mam zaciesz.
-Dzień dobry- powiedział blondyn i usiał koło mnie na drugim krześle. Spojrzał na mnie nerwowo, a ja na niego, nie zdając sobie z niczego sprawy. Nie wiem czym on się denerwuje.
-Nie martw się nie zabiłam nikogo- zachichotałam.
-Panie..?
-Niall Horan- przedstawił się chłopak, a blondi przetarła oczy z niedowierzaniem wciąż mrugając.
-No więc panie Horan... Megan wyzywała swoją koleżankę z klasy, a nawet podniosła na nią rękę. Było już sporo takich sytuacji, na razie z prawie wszystkich wyszła cało, ale jedna okazała się prawdą i podejrzewam, że Megan chciała się zemścić na Emily- objaśnił dyro. Mrugnęłam przechylając głowę na prawo. Aż nie chce mi się wierzyć jakie głupoty wydobywają się z jego ust.
-I dlatego zostałem wezwany?- spytał Niall.
-Tak. Megan nie chce się przyznać do winy. Nie da się z niego tak po prostu wycisnąć, jest twarda, a sprawa rozwiązana zostać musi- dodał pospiesznie dyrektor.
-Więc jak to było..?- dopytywał się blondyn.
-Emily? Możesz powiedzieć?- spojrzał na nią łysy mężczyzna. Dziewczyna potakująco pokiwała głową.
-Więc... Szłam sobie spokojnie korytarzem, a Megan tak nagle do mnie podbiegła i zaczęła wyzywać. Potem się jej spytałam o co jej chodzi, a ona podniosła rękę i chciała mnie uderzyć, ale nauczycielka temu zapobiegła- ponownie skłamała Emily. Parsknęłam ze śmiechem.
-Megan, uspokój się- skarcił mnie Robson.
-A wersja Meg?- spytał blondyn. Dziękuję! Kocham cię! nikt tutaj nie miał zamiaru się o to spytać. Wierzą tylko temu dziecku niedorozwiniętemu... 
-Em... Meg? Może nam powiesz?- spytał "niewinnie" dyrektor.
-No więc... Prawdziwa historia tej parodii Emily brzmi tak... Ona szła korytarzem, a ja szłam w jej stronę. Przypadkowo, przechodząc obok niej zahaczyłam ją ramieniem. Ona krzyknęła "Co ty robisz dupo!?" i popatrzała na mnie jak na debila. Powiedziałam, że idę, a ona na to "Myślisz, że jesteś jakąś królową!? Lepiej trzymaj się ubocza!", no i ja na to zareagowałam tak, że krzyknęłam "A ty to niby co!? Prezydent!? Idź lepiej lizać nogi krowie!", a ona krzyknęła, że jestem ciotą i downem no i ja powiedziałam, że ma mnie nie wyzywać, bo pożałuje, a ona "Co ty mi możesz zrobić?" no i tupnęłam normalnie nogą, a ona już, że ją uderzyłam... Jaki żal- powiedziałam. 
-Megan, proszę nie kłam- skarcił mnie dyrektor.
-Nie kłamię! Czy widzi pan gdzieś jakieś zaczerwienie, które świadczyło by o tym żebym ją uderzyła!?- oburzyłam się.
-Nie...- zawstydził się Robson.
-No właśnie- spojrzałam z triumfem na blondynkę, spaloną ze wstydu. 
-Więc, podsumowując Megan jest niewinna- powiedział Niall, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. 
-Zaczerwienie już zniknęło, proszę pana!- próbowała obronić się Emily.
-I to jest dowód! Emily jest uczennicą wiarygodną i nie zdarzyło jej się skłamać, za to Megan...- spojrzał na mnie mężczyzna. -Możesz już wracać do domu. Nie ma co się zastanawiać- dodał.
-A jutro muszę przychodzić?- spytałam z nadzieją.
-Tak. Oczywiście, a ty co sobie myślałaś?- oburzył się mężczyzna w koszuli.
-Że życie jest ciekawe- parsknęłam po czym wyszłam z pomieszczenia, a za mną blondyn. Na samym końcu wyszła Emily. Nadal udawała niewinną żeby się Niall nie skapnął. Co za ciota. Przecież wszyscy powinni wiedzieć jaki to nie jest debil! Królowa szkoły... Ta, chyba dupy, a nie szkoły. Nienawidzę tej dupy.

***

-Czemu ona cię wrobiła?- spytał mój kuzyn gdy znaleźliśmy się w samochodzie.
-Bo to dupa. Nienawidzi mnie, a ja jej. I niech tak zostanie, chociaż wkurza mnie to, że przez nią już kilka razy zostałam zwieszona...
-I nic z tym nie zrobisz?
-A co mam robić? Walczyć z takim czymś? Słonko, z głupotą nie wygrasz- powiedziałam.
-Ale do końca dni nie wchodzisz na neta- oznajmił chłopak.
-Czemu!?- oburzyłam się.
-Bo powiedziałaś żeby lizała krowie nogi- zachichotał blondyn. Założyłam ręce na piersi i wgapiłam się w okno samochodu, do którego właśnie wsiadłam. 
-Ale mimo wszystko, jesteś niewinna- chłopak poparł mnie natychmiastowo.
-Dzięki- powiedziałam i przytuliłam mocno kuzyna. Śmierdział czymś. Nie jestem pewna czym. Po prostu czymś od niego mocno waliło. Od razu się odkleiłam. 

***

Odłożyłam długopis i zaczęłam machać w powietrzu obolałą dłonią. Zapisałam chyba jakieś 30 stron... Jak ja to robię!? Do mojego pokoju wparował Louis w samych bokserkach.
-Weź się ubierz- rzuciłam zerkając w jego stronę.
-Szukam moich spodni, bo któryś z tych debili mi je zabrał!
-To weź inne
-Nie!- parsknął i zaczął szperać po szufladach. Kręcił się po pokoju kilka minut. W końcu wyczerpany opadł na moje łóżko.
-Wstawaj grubasie!- wydarłam się i sięgnęłam pod łóżko. Wyciągnęłam stamtąd czerwone rurki, które Lou miał zwyczaj nosić. Rzuciłam mu je na twarz, ale jego wzrok opadł na moim biurku. Dokładniej na masie kartek, które się tam znajdowały. 
-Co to?- spytał zaciekawiony.
-Opowiadanie- rzekłam obojętnie i usiadłam na krześle przed biurkiem.
-Chyba raczej książka- powiedział ze zdumieniem chłopak. Nadal był w samych bokserkach, o kilka centymetrów za blisko mnie. Zaczął czytać moje bazgroły. Po dziesiątej kartce wymiękł.
-To jest świetne! Idę pokazać chłopakom!- podekscytował się, po czym wybiegł z pokoju.
-A spodnie!?- krzyknęłam za nim, ale chyba nie usłyszał. Zaczęłam bazgrać serduszka na pustej kartce, a po jakimś czasie w moim pokoju pojawił się ten "zwierzyniec".
-Ty to napisałaś?- powiedział podekscytowany irlandczyk machając mi kartkami przed nosem.
-Nie. Święty Mikołaj to zrobił- parsknęłam.
-Jak ty to..? Przecież to jest rewelacyjne!- znów zaczęli się ekscytować. 
-Normalnie. Talent... Taka siła, którą was przewyższam- zachichotałam. Oni wymienili spojrzenia.
-My też mamy talent- powiedział dumnie Hazza.
-A czy ja mówię, że nie? No macie, macie... Aczkolwiek nie pisarski- zachichotałam.
-Dobra... Idź spać- zakończył Niall. Bez oporu powędrowałam do łazienki z piżamą w ręce. Rozebrałam się do naga i szybciutko znalazłam się pod prysznicem. Puściłam ciepłą wodę, a potem wyszłam i wytarłam się błękitnym ręcznikiem.

***

Powoli zamknęłam oczy. Usłyszałam kroki. Do mojego pokoju wszedł chyba jakiś grubas, bo niemiłosiernie głośno chodził. Uchyliłam powieki. Zobaczyłam przed sobą kuzyna. Nie zauważył, że mam na wpół otwarte oczy. Lekko się uśmiechał. Pocałował mnie w czoło, powiedział "Śpij słodko" i wyszedł. I dobrze... Chcę spokoju gdy próbuję zasnąć.

-Wybaczcie, że musieliście czekać. •-• Następny rozdział we wtorek lub środę. c:



niedziela, 15 grudnia 2013

ROZDZIAŁ II

<19 lipca 2013 rok>

"Talent? To taka siła, którą przewyższasz innych."

Spokojnie wyszłam z pokoju obciągając koszulę. Zeszłam na dół i spojrzałam na chłopców siedzących na kanapie. Harry obrócił się w moim kierunku.
-Śmiesznie wyglądasz z tą muchą- powiedział uśmiechając się.
-Zamknij dupę, jestem sexy- uciszyłam go.
-Aleś ty milutka- zachichotał Louis. Wywróciłam oczami i zbliżyłam się do kanapy. 
-No... to kto ma prawko i jest na tyle odpowiedzialny żeby nie walnąć w drzewo, nie przejechać psa, nie złamać przepisów czy cokolwiek w tym stylu? Proszę ręka do góry- rzekłam. Niziny.
-A kto chce żelki?- spytałam z ironią. Wszyscy podnieśli obie ręce, a mój kuzyn nawet i nogi. Z pewnych źródeł mam wiedzę o tym iż Harold uwielbia żelki.
-Harry dostaniesz trzy paczki żelków jeśli odwieziesz mnie do szkoły- rzuciłam dojąc mu jedną z paczek Haribo. 
-Okay.- wzruszył ramionami, a następnie wstał z kanapy. Założył buty oraz czarną marynarkę. Wziął kluczyki. Ja poprawiłam teczkę na ramieniu i powędrowałam na zewnątrz, a następnie do samochodu. Oczywiście zaprowadził mnie do niego Harry.
-To gdzie ta twoja szkoła?- spytał gdy już wsiedliśmy. Nic nie mówiąc podałam mu adres zapisany na kartce. Przekręcił oczami i odjechaliśmy. 

Po jakimś czasie byliśmy na miejscu. Byłam już kilka minut spóźniona, ale nie robiłam z tego powodu tragedii. 
-Nie walnij w drzewo- powiedziałam wysiadając.
-Nie pogryź nikogo- odpowiedział na moją głupotę. Nie odzywając się już do chłopaka odeszłam. Natychmiast znalazłam się w budynku. 
-199... 200... 201... Jest! 206!- powiedziałam wesoło gdy dotarłam do mojej szafki. Włożyłam tam niepotrzebne rzeczy, a następnie poszłam do klasy od biologii. Zapukałam i weszłam.
-Pani wybaczy drobne spóźnienie, ale problemy ze środkiem transportu...- powiedziałam, po czym klapnęłam w ostatniej ławce, rzędzie przy oknie. 
-Mieszkasz dwie ulice stąd- zirytowała się nauczycielka. Carter jest wredną babą... W dodatku naszą wychowawczynią. No więc łatwo nie jest.
-Teraz już nie...
-Jak to?
-Mama w USA, ja na przedmieściach...
-Ale autobusy szkolne nie dojeżdżają na przedmieścia
-I dlatego był problem z transportem. Wie pani ile paczek żelków muszę oddać? Za jeden głupi dojazd do szkoły...
-Żelków?
-No, a czym by pani przekonała dziewiętnastolatka do przywiezienia tutaj? Pieniędzy mu dawać nie będę... Na pewno nie mu.
-Komu?
-Temu debilowi Styles'owi.- zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
-Styles'owi!?- podekscytowało się 80% klasy. Wywróciłam oczami. Nie odezwałam się ani słowem przez najbliższe trzy minuty. Nauczycielka nadal gapiła się na mnie karcąco. 
-Oj niech pani wstawi nieobecność i będzie po sprawie! Co się będę tłumaczyć...- rzuciłam.
-No dobrze... Masz farta. Jeśli to się powtórzy dostajesz...
-Uwagę. Tak, tak... Już to przerabiałyśmy- przerwałam kobiecie.
-Nie przypominam sobie żebyśmy były na ty, więc Megan uważaj na to co mówisz
-Ja też sobie nie przypominam, więc niech pani lepiej mówi panno Megan. Mam nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy- przedrzeźniałam nauczycielkę czerwoną do bólu. 
-Siadaj!- wykrzyknęła po czym zapewne zaczęła wpisywać mi uwagę. Nienawidzę tej baby. Dalsza część lekcji przebiegła dość znośnie. Miałam tylko dwa upomnienia. Nie jest źle. 

Ostatnie kilka minut piątkowej lekcji. Można oszaleć. Całę ciało drży na myśl, że to ostatnia lekcja, która po dzwonku ma zapoczątkować weekend. 
-Zapiszcie zadanie domowe.- powiedział nauczyciel. Zaczął bazgrać na tablicy małe, koślawe litery, które jego zdaniem miały ułożyć się w napis "str. 47 zad. 3, 4, 6 i 9". My jednak po długiej znajomości potrafiliśmy odczytać te hieroglify. 
Dzwonek! Tyle czasu czekaliśmy na ten upragniony dźwięk! Zamknęłam ćwiczenie od historii i wrzuciłam je do torby. Podobnie zrobiłam z zeszytem, podręcznikiem oraz piórnikiem. Zarzuciłam teczkę na ramię, a moja osoba szybko skierowała się do wyjścia. 
-Meg, czekaj!- krzyknęła za mną Lilly.
-Co bułko?- zaśmiałam się gdy do mnie dotarła. Przekręciła oczami, ale uśmiechnęła się do mnie. 
-Chcesz do mnie przyjść?- spytałam.
-Jasne! Tylko zadzwonię do domu- oznajmiła dziewczyna. Wyciągnęła z kieszeni spodni telefon, wystukała numer na dotykowej klawiaturze i przyłożyła urządzenie do ucha. 
-No hej... Nie przyjdę na obiad... No będę u Meg... Tak.... Wrócę wieczorem... Chyba tak.... Nie... No okay... Ale nie kupuj tych dużych!.... Yhym... No pa, pa....- skończyła rozmawiać. 
-Tych dużych?- zaśmiałam się.
-Płatków. Mój tata idzie do skle...
-Rozumiem
-To idziemy do ciebie?
-Tak- powiedziałam krótko i ruszyłyśmy. Zaczęłam iść. 
-Gdzie ty pełzasz?
-No na przedmieścia- zirytowałam się.
-Ach, no tak... Czemu to musi być tak daleko!?
-Nie narzekaj- skarciłam ją spojrzeniem. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni biały smartphone. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk mojego dzwonka.
-Kto to?- spytała Lilka.
-Nie wiem... Nieznany numer- rzekłam. 
-Odbierz, krzyknij "Naleśnik!" i się rozłącz!- powiedziała przez śmiech dziewczyna. Jej ciemne włosy latały teraz w powietrzu, dookoła niej. Odebrałam ten nieszczęsny telefon.

Słucham?
Czekaj pod szkołą, zaraz przyjadę
Kim jesteś!?- wydarłam się.
Liam
Skąd wy macie mój numer!? Ja pieprzę... Czary!
Czekaj pod szkołą
Nie jestem sama. Przychodzi do mnie przyjaciółka
Nie
Tak
Nie
Tak
Nie
Nie lubię cię i tak!- wydarłam się.
No dobra...
I tak nie miałeś wyboru
Pa...
Narka pączku

-Pączku..?
-Mam do tego słabość- wyznałam śmiejąc się. Zawróciłyśmy i stanęłyśmy pod brzozą, która jak mniemam jest własnością szkoły. Podjechał czarny samochód. Drzwi się otworzyły i obie ujrzałyśmy Liama, rozmawiającego przez telefon.
Wsiadłyśmy na tyły, a zaraz potem wymieniłyśmy spojrzenia. Wgapiłam się w Liama, który nadal rozmawiał przez telefon. Ruszyliśmy.
-Wiesz, że nie można prowadzić rozmawiając przez telefon- uświadomiłam mu.
-Cicho!- skarcił mnie chłopak. Zrobiłam minkę w stylu "foszek forever" i założyłam ręce na klatce piersiowej. Lilly zaczęła się ze mnie śmiać.
-Zamknij się Rose!- naburmuszyłam się. Liam spojrzał na nas z politowaniem. Odłożył telefon na drugie siedzenie, a ja zaczęłam śmiać się głośno robiąc zeza. 
-Co ty odwalasz?- spytała Lilly. 
-Hahahahah! Głu...! Hahahahah! Głupawka! Hahahahah!- wydusiłam pomiędzy napadami nieopanowanego śmiechu. McRose zrobiła facepalm'a nic już nie mówiąc, a ja dalej śmiałam się w głos. Sama nie wiedziałam z czego... Czy jestem dziwna? Większość ludzi tak myśli. Nic już nie mówiąc zaczęłam wpatrywać się w "przelatujące" domki za oknem.

-Następny rozdział w środę kochani c: 




piątek, 13 grudnia 2013

ROZDZIAŁ I

<18/19 września 2013 rok>

"Nie bądź niemądra... Twoja siła to i tak tylko NICOŚĆ."

Oparłam głowę o szybę. Chyba gorzej być nie może... Ona jedzie do USA, a mnie zostawia u kuzyna, o którym istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia.
-I masz się tam zachowywać- przypomniała mi po raz setny.
-Wiem! Możesz już przestać!?- zdenerwowałam się. Już więcej nic nie mówiłam, ale ona też się nie odzywała, więc niczego nie straciłam. Szczerze to mam w nosie co do mnie mówi. Najgorsze jednak nie jest to, że tak po prostu zostawia mnie u kogoś kogo nie znam, ale to, że będę miała o wiele dalej do szkoły niż przedtem, a przenosić się nie będę. 
Wjechałyśmy na przedmieścia Londynu. To tutaj mieszka ten mój cały kuzyn. Znaczy, to mama twierdzi, że to mój kuzyn, ale ja bym nie była tego taka pewna... A co jeżeli chce mnie sprzedać jakiemuś zboczonemu dziadowi żeby sobie sama zamieszkała w USA w spokoju, beze mnie. 
-To tutaj, wysiadka- usłyszałam jej głos.
-Naprawdę muszę?- jęknęłam.
-Tak- odpowiedziała stanowczo.
-Ale czemu nie mogę jechać z tobą?- dręczyłam jej zmęczoną osobę. 
-Bo nie!- wydarła się. Otworzyłam usta w zamiarze wygarnięcia jej, ale zobaczyłam jej zagniewaną twarz i stwierdziłam, że lepiej się nie odzywać. Ona podeszła do drzwi. Jej pięść kilkakrotnie, lekko uderzyła o dębowe drzwi, a te z kolei uchyliły się i obie zobaczyłyśmy tam uśmiechniętego blondyna. 
-Cześć!- powiedziała wesoło mama.
-Em... Czy my się znamy?- zapytał niepewnie chłopak.
-Niall, nie poznajesz mnie? To ja! Suzane!- wykrzyknęła moja matka... Chciałam zapaść się pod ziemię. Wiedziałam, że znowu coś głupiego wykombinowała. Chce podrzucić mnie jakiemuś nieznajomemu. Pewnie znowu się wczoraj napiła. 
-Mamo...- jęknęłam po czym otworzyłam drzwi samochodu. Jeszcze raz spojrzałam błagalnie na kobietę. Nie miałam do niej siły. 
-Przecież byłam na twoich drugich urodzinach!- oburzyła się. 
-To chyba jakaś pomyłka- stwierdził chłopak. 
-Nie! nie poznajesz mnie? Zobacz- wyciągnęła telefon z torebki po czym pokazała mu coś. Ja bezsilnie walnęłam głową o samochód. Ta kobieta jest nieprzewidywalna. Jest gotowa wcisnąć jakikolwiek kit obcemu człowiekowi żeby pozbyć się własnego dziecka.
-Ach, no tak! Ciocia Suzane!- chyba go coś oświeciło! Tak, więc jednak się nie napiła. Moje szczęście! Chłopak jednak niepewnie spojrzał na mnie... O Jezu, a co jeśli przeze mnie coś się stanie!? 
-A to kto?- spytał nieco ciszej nadal na mnie patrząc. 
-Och, no tak... To moja córka, Megan- odpowiedziała mama wskazując na mnie ręką. 
-Cześć- uśmiechnęłam się nieśmiało. Żeby jednak nie zrobić z siebie głupka oparłam się o samochód jak jakiś gangster. Mama pokręciła głową. Przypuszczałam, że wyglądałam cool, ale się myliłam... 
-Chodzi o to, że muszę wyjechać na co najmniej trzy miesiące... Rozumiesz, problemy w pracy i nie mogę jej zabrać ze sobą...
-Bo mnie nie lubisz- przerwałam jej. 
-I... Czy mogłabym ją u ciebie na ten czas zostawić?- dokończyła już na mnie nie patrząc. 
-A dlaczego akurat tutaj?- zdziwił się chłopak.
-Bo byłeś najbliżej...- wyjaśniła. Blondyn spojrzał na mnie, a potem znów na mamę. 
-Niech będzie, ale tylko trzy miesiące.- oznajmił. Otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam z niego moje walizki. Podeszłam z nimi do mamy. 
-No to ja jadę, a ty... No wiesz- powiedziała po czym wsiadła do samochodu i po prostu odjechała. Zostawiła mnie z kimś kogo w ogóle nie znam. Jaka odpowiedzialna matka. 
-Weź podciągnij spodnie, bo ci gacie widać.- rzuciłam i wparowałam do domu. Postawiłam walizki pod schodami, a sama klapnęłam na czerwonej kanapie po środku salonu. Patrzałam na chłopaka nadal stojącego w drzwiach. Wyglądał jakby zobaczył ducha. 
-No więc... choć pokażę ci gdzie będziesz spać.- powiedział w końcu po czym skierował się ku schodom. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Weź moje walizki i podciągnij te spodnie- rzuciłam.
-Czemu mam brać twoje walizki?
-E... bo są ciężkie?- powiedziałam i nie patrząc już na chłopaka pobiegłam na górę. Wniósł te moje dwa ciężary, a następnie zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju gdzie stała jedynie komoda, szafa, biurko i łóżko. 
-Co to za pustkowie?- spytałam. 
-Twój pokój.- odpowiedział chłopak i rzucił walizki na łóżko. Klapnęłam obok jednej z nich po czym wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Odblokowałam ekran. Pięć nieodebranych połączeń. 
-Serio?- mruknęłam. Wybrałam numer Lilly.

No dziewczyno, ileż można!?- wykrzyknęła mi do ucha.
Przestań... dobrze wiesz, że jak jestem w samochodzie to nie odbieram
To zacznij!
No weź się opanuj. Uwolnij pozytywną energię- zaśmiałam się.
Ygh...
Nie ważne... co chciałaś?
Chciałam się zapytać czy już dojechałaś i ile ten twój kuzyn ma lat?
Tak dojechałam i nie, nie będziesz do niego zarywać
Ale ja nawet nie..!
Tsa... mi to mów. On ma dwadzieścia lat, więc sorry, ale nie...
Dobra, skończ
Nara bułko
Czemu bułko?
Bo mam focha! Nara buło!

-Ciekawa rozmowa- powiedział blondyn, który cały czas stał w pokoju. 
-Nie komentuj- prychnęłam. Wstałam z łóżka i zaczęłam się rozpakowywać, ale gdy otworzyłam szafę natychmiast odłożyłam wszystko do walizek.
-Ile lat temu było tu sprzątane?- spytałam, a chłopak podszedł do szafy i zbadał jej zakamarki wzrokiem. Potem westchnął i klapnął na łóżku.
-Jakieś dwa...
-No to świetnie! Dawaj jakąś szmatę!- zdenerwowałam się.
-Szmatę...- zaśmiał się. Skarciłam go spojrzeniem dzięki czemu chłopak posłusznie poszedł po coś czym mogłabym zetrzeć ten kurz. Wszedł do pokoju i rzucił mi jakąś koszulkę.
-Czyje to?- spytałam.
-Harry'ego- oznajmił, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Kogo?
-Chyba nie myślałaś, że mieszkam w tym wielkim domu sam!
-Nie wiem... 
-Mieszkam tu z zespołem... Louis'em, Harry'm, Liamem i Zayn'em.- oznajmił.
-Czekaj, czekaj... Aha, One Direction... Ta, kojarzę- powiedziałam obojętnie i zaczęłam ścierać grubą warstwę szarego kurzu. Gdy skończyłam, wszystkie moje ubrania powędrowały na półki. Odstawiłam walizki do kąta, a sama  upadłam bezsilnie na łóżko.
-Nie ma go...- wymamrotałam rozglądając się po pokoju. Chłopaka nie było. 
-Meg, rusz dupę i chodź na kolację!- usłyszałam głos Nialla z dołu. 
-"Mmm... Kolacja."- pomyślałam. Zbiegłam na parter, a potem do kuchni. Siedzieli tam chłopcy. 
-Y...- jęknęłam.
-Ach, no tak. Megan, to Harry, Louis, Liam i Zayn.- powiedział blondyn wskazując po kolei na chłopaków. Uśmiechnęłam się lekko i klapnęłam na wolnym krzesełku. Harry podał mi jakąś brązową breję na talerzu. Gdzieniegdzie było widać ciasto i jakieś warzywa.
-Co to jest?- spytałam z obrzydzeniem odpychając talerz.
-Pizza!- powiedział wesoło Louis.
-Sam robiłem.- pochwalił się chłopak z lokami. Spojrzałam na niego, a potem na talerz i znów na niego.
-Wiesz... następnym razem staraj się nie upodabniać jedzenia do swojej fryzury, okay?
-Ale...- chłopak nie zdążył dokończyć, bo wyszłam z kuchni i powędrowałam na górę, do mojego pokoju. Spojrzałam na moją torebkę. W moich oczach pojawiły się iskry.
-Kanapki!- krzyknęłam i wprost rzuciłam się na łóżko, gdzie leżała torba z zawartością. Wyciągnęłam z niej kanapki po czym szybko zaczęłam je pochłaniać. Gdy byłam najedzona postanowiłam, że sprawdzę co robi reszta.
Powoli wyszłam na korytarz, a następnie skierowałam się w stronę schodów. Z oddali zobaczyłam ich wszystkich siedzących na kanapie i oglądających jakiś nudny horror. Powróciłam do mojego pokoju, wzięłam piżamę, a potem poszłam do łazienki, którą po kilku nieudanych próbach jednak znalazłam. Dowiedziałam się też gdzie Liam i Louis mają pokoje, bo reszta miała na drzwiach tabliczki ze swoimi imionami.  Gdy dotarłam do łazienki zrzuciłam z siebie brudne ubrania i wlazłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę. Strugi cieczy spływały po moim ciele. 
Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Nie wiem co to był za ręcznik... Leżał na półce to wzięłam, mam nadzieję, że chociaż czysty był. Założyłam piżamę, a już po chwili byłam w moim pokoju.
-Ale tu śmierdzi... Padliną? Tak mi się zdaje.- stwierdziłam. Nie mówiąc już nic wyszłam z pokoju. Odszukałam drzwi ozdobione tabliczką z napisem "Niall" i jeszcze jakimś innym napisem, którego nie przeczytałam. Już po chwili leżałam w łóżku chłopaka, przykryta ciepłą kołdrą. Zamknęłam oczy.
Obudziło mnie żółte światło lampy. 
-Co ty tu robisz!?- wrzasnął chłopak. Nawet nie odwróciłam się w jego stronę.
-U mnie śmierdzi- powiedziałam cicho. 
-I gdzie ja mam spać?
-Wasza kanapa wygląda na wygodną...- oznajmiłam. Ponownie zamknęłam oczy i zasnęłam. 

Obudziło mnie mocne szturchnięcie. Machnąłem ręką nad swoją głową.
-Wstawaj bo spóźnisz się do szkoły.-  usłyszałam głos. Obróciłam się w jego stronę i lekko uchyliłam powieki. Przede mną stał Niall.
-Idź sobie śpiewać w kiblu- powiedziałam sennie.
-Wstawaj i nie marudź- rzekł blondyn, a następnie pociągnął minie za rękę. Szorowałam po podłodze aż do schodów. Tam chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Moja osoba szybko znalazła się na krześle. 
-Masz.- powiedział Zayn podsuwając mi pod nos talerz z kanapkami. Nutella... Mniam.  Z lekkim uśmiechem na twarzy, wzięłam pierwszy gryz kanapki. Potem drugi, trzeci i śniadanie zniknęło. Wstałam z krzesła. W jednej chwili znalazłam się w moim pokoju. Spojrzałam na otwartą walizkę, a następnie wyciągnęłam z niej ubrania.  

-Kocham Was, następny rozdział w niedzielę c:

wtorek, 10 grudnia 2013

PROLOG

"Nie ważne kim jesteś dla świata... Ważne kim jesteś dla siebie."

Mam na imię Megan, ale przyjaciele mówią na mnie Meg. Mieszkam w Londynie razem z moją mamą. Ojciec zostawił nas gdy się urodziłam. Często dociekałam się czemu to zrobił, ale mama nigdy nie chciała mi powiedzieć. Pewnie jestem dzieckiem z przypadku. 
Gdy poszłam do szkoły wszyscy wychwalali mój talent pisarski, ale ja sama nigdy go nie zauważyłam. Fakt... lubię pisać opowiadania i inne takie, ale nie jest to jakąś moją specjalnością. Od zawsze jednak uwielbiałam jeździć na łyżwach. Nie wychodziło mi o zbyt dobrze, ale nigdy się nie poddawałam... A potem złamałam nogę i dałam sobie spokój. 
Jednak nigdy nie przestawałam marzyć. Doprowadziło mnie to do kilku uwag w szkole and znienawidzenia przez szkolną "królową", której sama szczerze nienawidzę. I co? Jestem sobą? Jestem i nigdy nie przestanę. Mam przyjaciół i to mi szczerze wystarczy. 


-Rozdział pierwszy w piątek c: